Parvati pisze: Kiedy mieszkaliśmy w Krakowie, w medytacji otrzymałam przewodnictwo, abyśmy szukali gospodarstwa na południe od Krakowa. Pierwsze miejsce, które znaleźliśmy od razu nas zachwyciło, ale jego kupno nie było możliwe. Szukaliśmy dalej cały rok. Pod jego koniec dowiedzieliśmy się, że ziemia, którą wcześniej znaleźliśmy, jest na sprzedaż. W zimowy dzień wróciliśmy po potwierdzenie, że owo magiczne miejsce jest tym, którego szukamy. Tego dnia droga była właściwie nieprzejezdna, więc zaparkowaliśmy samochód u stóp góry i dalej poszliśmy na piechotę.
Droga wiła się wśród śniegu. W zimowej zawierusze wdrapywaliśmy się na górę, aż dotarliśmy do lasu za gospodarstwem. Wyszliśmy na szeroką, przysypaną śniegiem polanę iskrzącą się w czerwonej poświacie zachodzącego słońca i otoczonej ośnieżonymi sosnami. Usiedliśmy pod drzewem i zapaliliśmy mały ogień Agnihotry. Dokładnie o zachodzie słońca zaśpiewaliśmy Mantry, tak by zabrzmiały w atmosferze. Poprosiłam Naturę, aby dała nam jakiś znak, który potwierdzi, czy to rzeczywiście jest „dom”. To co otrzymałam w odpowiedzi było pewnym „Tak”!Z całego lasu, który nas otaczał wyszły do nas eteryczne, prześwietlone postaci Dev. Te białe, płynące powoli ku nam kształty, zbliżały się do nas i utworzyły krąg wokół ognia. Siedzieliśmy w milczeniu. Kiedy zgasły ostatnie płomyczki ognia, Devy wycofały się do lasu. Wiedzieliśmy już, że znaleźliśmy naszą ziemię.
Parę dni później, nasz nauczyciel Shree Vasant, którego nie widzieliśmy od miesięcy przyleciał z Indii do Warszawy. Jarek i ja odebraliśmy go z lotniska. Byliśmy zdumieni, gdy pierwsze słowa, które wypowiedział zabrzmiały: „Gdzie jest Jordan?”. Popatrzyliśmy na siebie zaskoczeni. Skąd wiedział, że ziemia, którą znaleźliśmy była w górach, niedaleko małej miejscowości Jordanów, która po angielsku brzmi „Jordan”?
Później, w trakcie tygodnia wyjechaliśmy z Krakowa do Jordanowa. Po pokonaniu wyboistej drogi pod górę, dotarliśmy do ziemi z rustykalną chatą otoczoną pięknym, starym sadem jabłkowym i falującymi polami. Shree Vasant popatrzył na ziemię i potwierdził, że znaleźliśmy właściwe miejsce.
Była zima i śnieg leżał na ziemi. Shree Vasant powiedział delikatnie:
„To jest święta ziemia. Nie mogę chodzić po niej w butach.”
Shree Vasant wyszedł z samochodu w samych skarpetkach. Razem zrobiliśmy jeden z ogni Homa. Potem Shree zaśpiewał inne Mantry. Doświadczenie to było tak silne, że czułam te Mantry w całym ciele. Shree Vasant miał łzy w oczach. My też. Wszyscy wiedzieliśmy, że jesteśmy w domu.